Praktyczny poradnik: Rowerem Po Rumunii – Trasa Transfagaraska – Trasa, Koszty, Atrakcje

Wyruszenie na taką wyprawę nie wymaga nadludzkiej odwagi, heroicznej sprawności czy miesięcy planowania. Tak naprawdę najtrudniejsze jest wyruszenie z domu, później wszystko się już jakoś ułoży.

Oczywiście posiadanie planu pewne rzeczy ułatwia, pozwala oszacować jaki budżet potrzebujemy i ile czasu powinna zająć nam droga. W tym wpisie chciałbym przedstawić praktyczną stronę wyjazdu do Rumunii, czyli to co może się przydać tym, którzy chcieliby się wybrać na podobny wyjazd.

Koszty wyprawy

Jestem zorganizowaną osobą i na większości wyjazdów dość skrupulatnie notuję ile i na co wydaję. Dzięki temu mogę podzielić się możliwie dokładnymi wyliczeniami a ponadto przy planowaniu kolejnej wyprawy mniej-więcej wiem jaki budżet muszę zaplanować.

Transport

Rumunia okazała się relatywnie tania i pochłonęła mniej niż zakładałem. Bez wątpienia największym kosztem było transport – moje auto z 3 rowerami na dachu i trzema dorosłymi facetami w środku spokojnie wypijało koło 10l benzyny na 100km. Do zrobienia z Wrocławia do Sybinu mieliśmy niecałe 1300km w jedną stronę, więc można było spodziewać się około 1300zł wydanych na paliwo i te szacunki okazały się całkiem trafione – finalnie z rachunków wyszła kwota 1358zł.

Drugim wydatkiem były winiety, musieliśmy je zakupić na Słowacji (43zł), Węgrzech (40zł) i Rumunii (13zł). W dwie strony płaciliśmy również za autostradę A4 – 2x 35zł.

Podsumowując wszystkie koszty transportu zamknęły się w kwocie 1524 co daje około 508zł na osobę.

Noclegi

Jeśli kwota z powyższego akapitu Was przeraziła to na szczęście dalej jest już znacznie lepiej 🙂 Pierwszą i ostatnią noc spędziliśmy na Ananas Camping Romania – tutaj za pierwszą noc + możliwość zostawienia auta na 7 dni jazdy zapłaciliśmy 77zł, za noc ostatnią 60zł. Kemping jest duży, urokliwie położony, oddalony od hałasów miasta i z przyjemnymi widokami. Właściciele byli bardzo pomocni a sanitariaty na zadowalającym poziomie. Dużym plusem była obecność wielu drzew, dzięki czemu kolega ze swoim hamakiem mógł bez problemu się rozwiesić. Dla mnie znalazł się przyjemny cypel z widokiem na pobliską górkę z klasztorem u podnóża – niestety nie udało nam się go zobaczyć. 13km od kempingu było większe miasto, wybraliśmy się tam rowerami je zobaczyć i przy okazji zrobić zakupy na pierwszą noc.

Drugą noc spędziliśmy już na przełęczy Transfagaraskiej rozbijając się na dziko wraz z innymi turystami. Schronisko było czynne do 22, więc zdążyliśmy zjeść i skorzystać z sanitariatów, w pobliżu było drugie schronisko (mniej komercyjne), choć nie mieliśmy potrzeby z niego korzystać. Miejsca do rozbicia było tam sporo, choć warto się trochę oddalić od największego ścisku przy samym schronisku, żeby docenić widoki następnego ranka. Niestety te najpopularniejsze miejsca obsiane są śmieciami i fekaliami zostawianymi przez niegodnych-miana “turystów”.

Trzeciej nocy przypadkowo trafiliśmy na kemping tuż pod Zamkiem Drakuli (jednym z 3 w Rumunii 😉 ) – dokładnie przy nim znajdowało się wejście służące do zwiedzenia zamku. Kemping był świetnie wyposażony, sanitariaty nowoczesne, choć było ich bardzo mało co powodowało kolejkę w porze wieczornych kąpieli. Bardzo fajna była wiata i duża ilość ławek, gdzie można było wygodnie usiąść i zjeść kolację. Częścią kempingu był nieduży sklep z pamiątkami i jedzeniem/napojami – uratował nam życie, gdyż w pobliżu nie było nic innego. Na szczęście ceny nie były zabójcze. Za nocleg w tym miejscu zapłaciliśmy 78zł.

Czwartą noc dopiero w ostatnim momencie postanowiliśmy spędzić na kempingu – Camping Panorama nas zachwycił, pięknie położony, rozległy, ze świetnie przygotowaną infrastrukturą i absurdalnie czystymi sanitariatami. Do tego przemiły właściciel, rozległe wiaty przygotowane do posiedzenia i posiłków – czego chcieć więcej. Za tę przyjemność zapłaciliśmy 76zł i zostawiliśmy bardzo wysokie noty temu miejscu – była to zdecydowanie cena warta usługi. Właściciel dodatkowo poradził nam jakie miejsca w okolicy warto zwiedzić, wypożyczył mapę i opowiedział trochę o nietypowych relacjach człowiek-pies w Rumunii 🙂

Piątego dnia dotarliśmy do Brasova kompletnie bez planu na nocleg. Pod wieczór okazało się, że dziś jest jakieś święto w tym urokliwym mieście i wszystkie noclegi są pozajmowane. Spędziliśmy dobre dwie godziny dzwoniąc po wszystkim, co wyskoczyło w Google – bez skutku. Zrobiło się ciemno, więc już mieliśmy podjąć decyzję o zaszyciu się w lesie pod miastem, gdy wtem okazało się, że znajdą się miejsca w Hostelu Rolling Stone niemal w centrum Brasova. Za nocleg zapłaciliśmy sporo, bo blisko 150zł, ale za to mogliśmy bezpiecznie schować rowery na zamykanym dziedzińcu i po szybkim prysznicu pieszo przejść się do centrum zaznać wieczornego życia w tym rumuńskim mieście. Standard w porównaniu do kempingów był bardzo niski, ale za to możliwość zwiedzenia miasta trochę nam te niedogodności zrekompensowała 🙂

Wyżywienie

Do tematu jedzenia podeszliśmy wyjątkowo spokojnie – w bagażu wyłącznie energetyczne przekąski plus po dwa lioflizowane dania na wypadek pichcenia czegoś bez dostępu do świeżych składników. Po drodze stołowaliśmy się w przeróżnych miejscach, od górskiego schroniska po całkiem konkretną restaurację. Wydawanie opinii o każdej z nich byłoby niesprawiedliwe, gdyż decydowaliśmy się na nie zupełnie spontanicznie często nie sprawdzając czy w okolicy są lepsze miejsca.

Solidne obiady z napojami wynosiły nas w granicy od 40zł (polenta z jajkiem + napój) do 170zł (eleganckie dania w lepszej restauracji) przy 3 osobach – nie można narzekać na ceny, każdy znajdzie coś dla siebie. Podobnie jest z samymi potrawami – można zarówno zjeść dobrze znane pizze, spaghetti czy inne dania kuchni włoskiej jak i skosztować znacznie bardziej wschodnich dań. W wielu knajpach jako jedne z tańszych można spotkać przeróżne odmiany polenty, znanej u nas też pod nazwą mamałyga – jest to nic innego jak danie z gotowanej mąki kukurydzianej (znacznie rzadziej z gryczanej). To trochę jak lokalna pizza – ilość dodatków, które są do tego serwowane przyprawia niekiedy o zawrót głowy, najpopularniejsze są sadzone jajka, kiełbaski bądź warzywa. Bardzo często jest zastępstwem ziemniaków/ryżu do drugiego dania i w takiej formie też bardzo dobrze się sprawdza – jest bardzo sycąca i świetnie komponuje się z bardzo różnymi smakami.

Plan trasy

W naszych wyprawach preferujemy pętle, więc punkt startowy i końcowy znajdowały się na opisywanym już Banana Camp niedaleko Sybinu. Sybin zwiedziliśmy pobieżnie pierwszego dnia. Miasto jest spore i oferuje liczne sklepy i restauracje. W planie przejazdu uwzględniliśmy też Braszów aby zobaczyć coś więcej niż tylko Rumuńskie wioski i niewielkie miasteczka. Na samo zwiedzanie przez problemy z noclegiem wiele czasu nie zostało, więc udało nam się tylko przejść promenadą i znaleźć przyjemną knajpę by zjeść kolację – trochę szkoda, bo miasto zdecydowanie wydaje się oferować znacznie więcej.

Poniżej możecie zobaczyć poszczególne zapisy tras – można je pobrać w formacie GPX.

Podsumowanie

Wyjazd zajął 8 dni, z czego 2 były poświęcone na dojazd. Łącznie transport + noclegi + większość wyżywienia pochłonęły 2100zł przy 3 osobach, czyli około 700zł/osobę 🙂 Powyższe wyliczenie nie obejmuje wydatków na drobne przekąski czy zakupów w sklepach (piwo, napoje na drogę czy lokalne frykasy jak np. pieczony batat). Nawet uwzględniając ceny wstępu do różnych atrakcji (jak kopalnia soli Salina Turda) łącznie nie powinno się przekroczyć tysiąca złotych nie odmawiając sobie przy tym wszystkiego. Tak czy inaczej kwota wydaje się to śmiesznie mała w stosunku do tego co Rumunia ma do zaoferowania.

Sprawdź kolejne wpisy!
Czytaj dalej

Raj pieszych wędrówek – trekking po Rumuńskich Fogaraszach

To, że wrócę do Rumunii było pewne. Pewne jest też to, że wrócę i kolejny raz, bo wciąż przemaszerowałem tylko mały wycinek tego pięknego rejonu. Jeśli jesteście gotowi poświęcić nieco wygody w zamian otrzymacie moim zdaniem jedne z najlepszych gór na średniozaawansowany trekking.
Czytaj dalej
Czytaj dalej

Wyciśnij więcej ze swojej Stravy

Po zamknięciu Endomondo całkiem sporo osób szukało dla siebie alternatywy. Większości polecałem Stravę jako dobre zastępstwo, jednak często spotkałem się z opinią, że tam nic nie ma. Po części jest to prawda, ale tylko po części 🙂
Czytaj dalej