Czytam akurat książkę o Krzysztofie Wielickim, słynnym polskim himalaiście, który zasłynął m.in. pierwszym samotnym zimowym wejściem na ośmiotysięcznik. Poza samymi opisami niezwykłej motywacji i ambicji moją uwagę bardzo przyciągają zdjęcia i opisy ekwipunku używanego trzy dekady temu. W kategorii wagi elementy zabierane wtedy na najwyższe szczyty świata nie mają podejścia do sprzętów które leżą w mojej szafie na ekwipunek wyprawowy. Postęp w rozwoju tkanin technicznych, designie i użyteczności jest olbrzymi. O cuda jednak ciężko, więc to odchudzenie zarówno wagowe jak i cenowe musi mieć swoją granicę poniżej której sprzęt staje się jednorazowy a nikt nie będzie na wyprawie jednorazówce ufał.
Ultralekkie, więc modne – czyli o (bezsensownej?) walce o gramy
Mam teorię, wedle której większość osób, które zainteresuje się poważniej turystyką przejdzie etap walki o gramy. U jej podstaw leży racjonalnie uargumentowana chęć aby nieść mniej aby przejść/przejechać więcej albo w drugą stronę – móc zabrać nieco więcej ekwipunku. Problem zaczyna się w momencie kiedy podczas wybierania/szukania szpeju parametr pt. “waga” staje się kryterium numer 1. Sam wpadłem w tę pułapkę więc może trochę Was przed tym przestrzegę, bo dalej może być już tylko… śmieszniej 🙂 Sam pamiętam, jak przed wyprawą rowerową do Rumunii na wspólnym czacie dla uczestników wyprawy analizowaliśmy co zabrać a czego nie mając w głowie podjazd rowerem na szczyt trasy Transfagaraskiej. Wtedy to, że kolega zdemontował plastikową obudowę powerbanku aby zaoszczędzić 20g mnie jakoś nie szokowało 😀 Ale temat wagi i doboru sprzętu to temat na osobny wpis, więc wróćmy do meritum – recenzji plecaka.
Pierwsze wrażenia
Lubię Naturehike, mam pewną słabość do tej marki. W większości racjonalnie uargumentowaną – robią rzeczy idealne dla kogoś bardziej zaawansowanego w turystyce zachowując wciąż przyzwoity próg cenowy. Dzięki temu mam rzeczy od NH całą szafę i jeszcze nie raz o tej marce na blogu usłyszycie 🙂 Chcąc zastąpić mój niezawodny, ale już lekko sfatygowany plecak Salewa naturalnie wpierw rozejrzałem się po ofercie zaufanej marki. I znalazłem ten plecak, wyglądał na zdjęciach bardzo dobrze, w specyfikacji waga 1920g upewniała mnie, że kupię bez wątpienia coś lekkiego. Szybka decyzja i zamówione.
Ogólny design plecaka prezentuje się dobrze Wygoda również jest na zadowalającym poziomie
Ciężko mi określić pierwsze wrażenia. Przyzwyczajony byłem do raczej grubo plecionych materiałów na tego typu plecakach a tu całość jest z raczej cienkiego nylonu i poliestru. Początkowo bardzo obawiałem się, że ta tkanina rozerwie się przy pierwszym kontakcie z krzakiem bądź skałą, ale na szczęście akurat tutaj Naturehike jak zwykle nie zawodzi i ich materiały są zaskakująco odporne jak na swoją pozorną delikatność. Chrzest bojowy plecak miał w ciężkich warunkach – zabrałem go na Zimowy Kurs Turystyki Wysokogórskiej gdzie wielokrotnie musiałem się z nim tarzać, przeciskać w śniegu czy zjeżdżać na linach. Po tych przygodach wystarczyło go mocniej przetrzeć szmatką i wciąż prezentuje się świetnie.
Ze względu na lekkie materiały plecak świetnie wygląda na materiałach promocyjnych, ale kiedy go wypchamy brak sztywności daje o sobie znać. Całość ochoczo przekrzywia się na boki, robi się nieregularna więc jeśli nie lubicie dokładnie układać swojego ekwipunku to dość szybko może on wyglądać dość koślawo.
Gwizdek powinien być standardem Wnętrze klapy górnej
Jeśli chodzi o regulację – do dyspozycji mamy dość klasyczny, prosty system pozwalający na przesuwanie mocowania szelek. Niestety po jego zablokowaniu nie trzyma się on w miejscu i mimo wszystko zachowuje nieco luzu. Bez dyskwalifikacji, wszak i tak większość ciężaru powinna opierać się na pasie biodrowym który jak na taką wagę jest całkiem wygodny i zawiera dostatecznie dużo zmiękczającej gąbki aby po kilometrach marszu nie mieć odcisków na biodrach. Trochę upierdliwa jest klamra spinająca, parokrotnie zdarzało mi się nie zapiąć go poprawnie – mimo kliku po chwili klamra puszczała bo oba ząbki nie wskoczyły tam gdzie powinny.
Szyny nośne są bardzo solidne i nie powinny sprawiać problemów Wentylacja się przyda kiedy załadujecie się po korek
Bardzo fajnie, że przy pasie biodrowym znalazło się miejsce na kieszonki, bardzo lubię to rozwiązanie, gdyż nie jestem fanem noszenia dodatkowo toreb “nerek”. Pod ręką spokojnie zmieszczą się chusteczki, niewielki powerbank czy paczka orzechów.
Póki co nieźle, prawda? Więc skąd moje marudzenie na początku? Niestety poza kieszenią na górze plecaka, siateczką wewnątrz górnej pokrywy i dwoma małymi kieszonkami na pasie nie mamy do dyspozycji żadnych innych przegródek czy kieszeni. Owszem, na wierzchu są jeszcze siateczki pozwalające włożyć butelkę z wodą z boku czy jakiś ciuch na froncie, ale to wciąż niewiele.
Do mojego narzekania na praktyczność muszę dorzucić jeszcze fakt, że jedyny dostęp do plecaka jest przez górny otwór. Nie ma dostępu z dołu jak w mojej starej Salewie ani wygodnego otwierania plecaka po całej wysokości jak w nowych modelach Forclaza/Quechua. Niejednokrotnie aby znaleźć coś potrzebnego musiałem wysypywać całą zawartość plecaka a później w pośpiechu pakować ją z powrotem. Bardzo łatwo w takiej sytuacji nie zadbać o kolejność pakowania rzeczy i w konsekwencji mieć źle rozłożony ciężar bagażu.
Podsumowując: zyskując przy dobrych wiatrach kilkaset gram poświęcamy sporo z wygody. Zakładam, że plecak może sprawdzić się świetnie przy wielodniowej wspinaczce czy w jaskini gdzie raczej niewiele troczymy do plecaka. W takich sytuacjach też te kilkaset gram może już dla nas robić realną różnicę. W praktyce jednak przy moim wykorzystywaniu jest to najrzadziej używany przeze mnie plecak turystyczny – na lekki trekking wolę wziąć sporo cięższy ale wielokrotnie bardziej praktyczny Forclaz, na wyprawy gdzie liczy się rozmiar bagażu wciąż zabieram Salewę, która pozwala przytroczyć bardzo dużo na zewnątrz plecaka.
Jeśli szukasz plecaka gdzie waga, mały rozmiar możecie kupić go z szybką wysyłką na AliExpress